Gupikowo ... u nas w domu :)

Nasza Dzika ;)


- Mamo, a jak rybki? Jak Edward? Agnieszka żyje? Romek nie zbladł?
- Mamo, a czy mały glonojad cały czas jest taki wstydliwy?
- Tęsknią za mną? Powiedz im, żeby się trzymały. Wiem, że nie usłyszą, ale powiedz!
- Jadły dzisiaj? Dwa razy? Pamiętaj, mają jeść dwa razy dziennie, najlepiej rano o 8 i o 17!
- A Dzika? Nie jest samotna? Może dokupimy jej drugą dziką?

Franek w ferie, w czasie pobytu u babci, jak nigdy konwersował ze mną przez telefon - jednak 3/4 "czasu antenowego" poświęcał na wypytywanie mnie wyłącznie o stan fizyczny i psychiczny swoich podopiecznych, które z przyczyn logistycznych zostały w Warszawie. Każdą rozmowę zaczynał i kończył pytaniem, czy Agnieszka nie jest czasem w ciąży? Czy na pewno? A kiedy będzie? Aż mnie już niepokoiło to zafiksowanie na rybiej urojonej ciąży. Tym bardziej, że Agnieszka płaska jak deska, żwawo pomykała między roślinkami. Marysia kilka razy rzuciła hasło, że Aga albo jest w ciąży, albo jak Gabrysia chora, i odpłynie od nas do krainy wiecznych (po)łowów, ale na moje oko ani jedno ani drugie nie wchodziło w grę. Przecież pamiętam gupiczki z mojego dzieciństwa, pękate jak beczki - nasza Aga przy nich ma talię jak osa!

Franek wrócił do domu w niedzielę. Dzisiaj odebrałam go ze szkoły, pojechaliśmy do przedszkola po chłopaków i do domu. Franek do akwarium. Pokazywał Weronice nasz nowy nabytek - Dziką (botię).  
- Mamo, mamo! Jest mała rybka!
Zignorowałam tę rewelację, bo różne rzeczy pływają w naszym akwarium m.in.kawałki roślin, które są skutecznie niszczone przez ślimaki, których to nie możemy się pozbyć, bo nie (jak będzie ciepło wyniesiemy je do kanałku;). W zoologicznym sprzedawca polecił nam botię - rybkę drapieżną, która wyżera ślimaczą ikrę, stąd nasza Dzika ). 
- Mamo, chodź! Zobacz!
Napięcie i ekscytacja w głosie Franka sprawiły, że pognałam co sił do akwarium, a tam.... rybka!

Dzieci nakarmiłam dopiero około godz. 20. Bo dużo czasu zajęło mi/nam przygotowywanie słoików (rybi poród zaskoczył nas zupełnie, więc nieprzygotowani byliśmy, oj nie), wyławianie "noworodków", jak nazwał je szczęśliwy właściciel, i obserwowanie rozwoju sytuacji.  A spieszyć się trzeba było, bo Dzika jest amatorką nie tylko ślimaczej ikry, ale i takich maluchów. Wyłowiłam dziewięć rybich brzdąców! 9 par oczu z ogonkiem! Są w słoiku. Jutro muszę kupić im kotniczek! Franek jest szczęśliwy. Są. Doczekał się. Nasze akwarium żyje!


W wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu, kiedy moje dzieci zaczęły mówić o zwierzątku. Franek marzył o rybkach i marzył, i choć czas mijał -  rybki ciągle były na 1 miejscu, nie Hot Wheelsy, nie Gormici czy inni tacy... A potem pożyczyłam Gupikowo Moniki Kowaleczko-Szumowskiej. I przepadło...
 Gupiki musiały pojawić się i u nas, tym bardziej, że prośby kierowane były nawet do św. Mikołaja. Matka może by i odmówiła, ale święty nie mógł ;)

Rozmowa z Moniką Kowaleczko-Szumowską TU

Gupikowo,
Monika Kowaleczko-Szumowska,
Wydawnictwo BIS, 2011.

Komentarze

  1. Faajne dialogi :-) Gratuluję udanego odbioru porodu! Po tej książce mój Starszy też przebąkiwał o akwarium ale jakoś temat przycichł. uff! Bo jak tak patrzę na nasze mieszkanie to miejsca na akwarium nijak znaleźć nie potrafię :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz